
Zbiesił się.
Na wolnych obrotach przy cofaniu do garażu zgasł. Dał się ponownie uruchomić ale wyraźnie nie palił na wszystkie gary. Przegazowałem, przełączył się na gaz i zdechł. Potem jeszcze próbował załapać, ale gdy tylko puszczałem rozrusznik milkł.
Pierwsza diagnoza - czujnik GMP - sprawdzony, opór jak trza, wyczyszczony. Dalej nie pali.
Przejrzałem bezpieczniki i przekaźniki. Na oko OK.
Postanowiłem nie bawić się we wróżkę i wykonałem priva do przyjaciela.
Branio podpiął Clipa, wyszły jakies stare błędy cewek (potem je wymieniałem), ale po skasowaniu i ponownej próbie uruchomienia nic nowego się nie pojawiło.
Pompa podaje paliwo (niesatety w pierwszej fazie nie udało się nam sciągnąć węża z listwy i sprawdzaliśmy tylko na zbiorniku).
Iskra na cewkach jest.
Podejrzenie padło na rozrząd. Miał ~75 kkm i 5-6 lat i zasadniczo nie powinien jeszcze paść ale...
Po prawidłowym ustawieniu (ale wtedy nie wiedzieliśmy czy wcześniej był faktycznie przestawiony) próbowaliśmy odpalić. Chechłał, chechłał, coś tam próbował ale po odpuszczeniu rozrusznika momentalnie gasł. Czyli tak jak przedtem. Raz po mocnym wciśnięciu gazu na moment zapalił, wszedł na obroty i znów po odpuszczeniu rozrusznika zgasł. Więcej nie zagadał.
Podejrzenie padło więc na głowicę. Że rozrząd się wcześniej jednak przestawił i dostała po zaworach. Wystawiając plecki do słonka zdjęliśmy głowicę. Po dokładnych oględzinach pasek bez śladów i dobrze naciągnuięty, napinacz w porządku, na tłokach nie ma śladów po uderzeniu zaworów, zawory proste. Co prawda leko popuszczają, ale nie na tyle, żeby silnik w ogóle nie chciał zapalić. Niby fajnie bo nie czeka mnie kosztowny remont, ale co mu u diabła jest?
Wcześniej nie było żadnych objawów. Silnik miał normalną moc, zapalał bez problemów, żadnych kontrolek.
No i mamy zagwozdkę... Oraz rozbebeszony silnik.
Jakieś pomysły zanim złapię za flexa?